Zaprzysiężenia Prezydentów USA i Przemówienie Inauguracyjne Baracka Obamy

Który prezydent jako pierwszy ślubował w długich spodniach? Kto na zaprzysiężenie przyszedł piechotą, a czyja inauguracja musiała konkurować z rozgrywkami futbolu amerykańskiego? Przedstawiam najciekawsze momenty w historii prezydenckich inauguracji oraz tłumaczenie inauguracyjnego przemówienia prezydenta stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, wygłoszone tuż po złożeniu przysięgi, 20 stycznia 2009.

Inauguracje inne niż zwykle, czyli fakty i ciekawostki
 
* Pierwszym zaprzysiężonym prezydentem Stanów Zjednoczonych był George Washington. Jego inauguracja odbyła się w 1789 r. Washington jest autorem precedensu, który był kontynuowany przy wszystkich kolejnych zaprzysiężeniach - do złożonej na Biblię przysięgi dodał słowa "Tak mi dopomóż Bóg".

* W trakcie drugiej inauguracji w 1793 r. w Filadelfii Washington wygłosił najkrótszą w historii mowę inauguracyjną. Składała się zaledwie ze 135 słów.
 
* John Quincy Adams zaprzysiężony w 1797 r. był pierwszym prezydentem, który składał przysięgę przed przewodniczącym Sądu Najwyższego. To także pierwszy prezydent USA, który w trakcie ślubowania był ubrany w spodnie z długimi nogawkami.

* Thomas Jefferson był pierwszym prezydentem, którego ceremonia zaprzysiężenia - w 1801r. - odbyła się w Waszyngtonie. Jefferson jako jedyny udał się na Kapitol na piechotę.

* James Madison był pierwszym prezydentem, który złożył przysięgę w sali obrad Izby Reprezentantów na waszyngtońskim Kapitolu. Tego dnia odbył się także pierwszy w historii bal inauguracyjny.
 
* James Monroe jako pierwszy prezydent w 1817 r. składał przysięgę i wygłosił inauguracyjna mowę nie w budynku, lecz na świeżym powietrzu. Zbudowana specjalnie na tę okazję drewniana platforma stanęła na Kapitolu - w miejscu, w którym obecnie znajduje się budynek Sądu Najwyższego.

* Kolejna inauguracja Monroe w 1821 r. zgodnie z datą wyznaczoną przez Konstytucję wypadła w niedzielę. W związku z tym ceremonię przesunięto na kolejny dzień.

* Andrew Jackson był pierwszym prezydentem zaprzysiężonym na wschodnim dziedzińcu Kapitolu.

* Sędzia John Marshall, przewodniczący Sądu Najwyższego, przyjmował przysięgę od dziewięciu kolejnych prezydentów. Ostatnim z nich był Andrew Jackson zaprzysiężony na drugą kadencję.

* Martin Van Buren był pierwszym prezydentem, który nie urodził się w Wielkiej Brytanii.

* William Harrison jest autorem najdłuższego w historii mowy inauguracyjnej. Składała się ona z 8 tys. 445 słów, a jej wygłoszenie zajęło prawie dwie godziny. Harrison był też najkrócej sprawującym urząd prezydentem USA. Zmarł miesiąc po objęciu rzędu - prawdopodobnie na zapalenie płuc, któ ego nabawił się podczas wygłaszania długiej mowy inauguracyjnej. Historyk Marc Kruman tak podsumował prezydenturę Harrisona: "Przyjął przysięgę prezydencką, wygłosił najdłuższą i najnudniejszą mowę, wyznaczył kilku urzędników, zwołał specjalną sesję Kongresu i zmarł".

* John Tyler był pierwszym wiceprezydentem zasiadającym w gabinecie Williama Harrisona, który przejął urząd po zmarłym poprzedniku.

* Ilustracja przedstawiająca inaugurację Jamesa K. Polka w 1845 r. jako pierwsza w historii znalazła się na okładce gazety. Opublikował ją "Ilustrated London News". Relację z tej uroczystości reporter nadał telegrafem.

* Franklin Pierce w tracie zaprzysiężenia użył sformułowania "ślubuję". Wcześniej wszyscy prezydenci korzystali z formuły "przysięgam". Słowo przysięgam" użył raz jeszcze Herbert Hoover w 1929 r. Pierce nie zorganizował również balu inauguracyjnego.

* Inauguracja Jamesa Buchanana w 1857 r. była pierwszą prezydencką ceremonią utrwaloną na fotografii.

* Abraham Lincoln był pierwszym prezydentem, któremu zapewniono niespotykaną wcześniej ochronę. W drodze na Kapitol był eskortowany przez uzbrojoną kawalerię.

* Przemówienie Lincolna wygłoszone podczas jego drugiej inauguracji jest uznawane za najlepszą mowę w historii prezydenckich inauguracji. Sam Lincoln przyznawał, że przewyższało one jakością jego słynną odezwę z Gettysburga.

* W paradzie inauguracyjnej po zaprzysiężeniu Abrahama Lincolna na drugą kadencję po raz pierwszy wzięli udział czarnoskórzy obywatele USA.

* James Garfield jako pierwszy obserwował paradę inauguracyjną z podestu ustawionego przed Białym Domem.

* Ślubowanie Williama McKinleya w 1897 r. zostało po raz pierwszy zarejestrowane na taśmie filmowej. Na cześć nowego prezydenta Kongres wydał wówczas uroczysty lunch.

* Drugą inaugurację McKinleya zorganizował wspólny komitet Izby Reprezentantów i Senatu.

* Z powodu szalejącej zamieci inauguracja Williama H. Tafta odbyła się w budynku Senatu. Prezydentowi-elektowi w drodze z Kapitolu do Białego Domu po raz pierwszy towarzyszyła żona.

* Woodrow Wilson swojej pierwszej kadencji w 1913 r. nie uczcił na balu inauguracyjnym. Imprezę odwołano. Cztery lata później drogę na Kapitol i do Białego Domu odbył w towarzystwie Pierwszej Damy. Kobiety po raz pierwszy szły w jego paradzie inauguracyjnej.

* Warren G. Harding był pierwszym prezydentem, który na swą inaugurację przyjechał samochodem.

* Zaprzysiężenia Calvina Coolidge'a było po raz pierwszy transmitowane na żywo w radiu. Były prezydent William Taft jako sędzia Sądu Najwyższego przyjmował przysięgę nowego prezydenta.

* Inauguracja Herberta Hoovera w 1929 r. po raz pierwszy została zarejestrowana na taśmie filmowej z dźwiękiem.

* W rekordy obfitowała prezydentura Franklina D. Roosevelta. Był on jedynym prezydentem USA, który sprawował urząd przez cztery kolejne kadencje. Roosevelt był jednocześnie ostatnim prezydentem, którego pierwsza inauguracja przypadła na 4 marca i pierwszym zaprzysiężonym w nowym konstytucyjnym terminie 20 stycznia. 20. poprawka do Kontytucji zmieniła bowiem dotychczasową datę inauguracji.
 
  * W trakcie drugiego ślubowania towarzyszył mu wiceprezydent, który również składał przysięgę przed siedzibą Kapitolu. Wcześniej wiceprezydent był zaprzysiężany w Senacie.

* Roosevelt w towarzystwie żony Eleonory udał się przed zaprzysiężeniem na poranną mszę. Ustanowił tym zwyczaj kontynuowany przez wszystkich kolejnych następców.

* Inauguracja Harry'ego S. Trumana w 1949 r. była pierwszą uroczystością transmitowaną przez telewizję. Truman przywrócił także tradycję uroczystych bali inauguracyjnych.

* Dwight D. Eisenhower po złożeniu przysięgi odmówił własną modlitwę.

* Robert Frost był pierwszym poetą, którego poproszono o wyrecytowanie wiersza podczas ceremonii zaprzysiężenia Johna F. Kennedy'ego. Kolejnym prezydentem który skorzystał z tego pomysłu, był dopiero Bill Clinton. Jego inaugurację w 1993 r. uświetniła poetka Maya Angelou. Cztery lata później podczas drugiej inauguracji Clintona swój wiersz recytował Miller Williams. Dzięki Barackowi Obamie udział poetów w ceremonii może stać się zwyczajem. Poetka Elisabeth Alexander przeczyta wiersz napisany specjalnie z okazji zaprzysiężenia Obamy na prezydenta.

* Poetka Maya Angelou czyta wiersz w trakcie ceremonii zaprzysiężenie Billa Clintona.

* Lyndon Johnson był jedynym prezydentem, który składał przysięgę prezydencką przed kobietą. Przyjmowała ją sędzia okręgowa Sarah T. Hughes. Zaprzysiężenie Johnsona zorganizowano bowiem na pokładzie samolotu Air Force One, który zabrał ciało zamordowanego w zamachu Johna Kennedy'ego z Dallas do Waszyngtonu.

* Richard Nixon przysięgał na dwie Biblie. Obie były jego pamiątkami rodzinnymi.

* Gerald R. Ford był pierwszym prezydentem, który sprawował wcześniej urząd wiceprezydenta i nie wygrał wyborów. Urząd prezydenta przejął bowiem od zdymisjonowanego Richarda Nixona.

* Podczas parady inauguracyjnej Jimmy'ego Cartera w 1977 r. po raz pierwszy ustawiono specjalne podjazdy i podesty dla niepełnosprawnych. Trybuna, z której goście obserwowali paradę, była ogrzewana za pomocą baterii słonecznych.

* Przy okazji pierwszej inauguracji Ronalda Reagana ceremonię przeniesiono na zachodnią stronę Kapitolu. Prezydenturze Ronalda Reagana towarzyszyły nie tylko skrajne opinie, ale i temperatury. W dniu jego pierwszego zaprzysiężenia temperatura spadłą do - 14 st. C. Był to najzimniejszy dzień w historii prezydenckich inauguracji. Początek kolejnej prezydentury Reagana to tym razem rekord ciepła. 20 stycznia 1985 r. termometry pokazały +13 stopni Celsjusza.                               
 
* Druga inauguracja Reagana w 1985r. miała również silną konkurencję - termin ceremonii zbiegł się z finałem ligi amerykańskiego futbolu, znanym jako Super Bowl.

* Transmisja z uroczystości zaprzysiężenia Billa Clintona po raz pierwszy była nadawana na żywo w internecie.

www.gazeta.pl , 2009-01-19
 

ZAPRZYSIEŻENIE BARACKA OBAMY

Według szacunków telewizji ABC News, uroczystościom na Mallu przyglądało się i przysłuchiwało 1,4 miliona osób. Agencja AP oceniła liczbę ludzi podobnie, na "dobrze ponad milion", opierając się na fotografiach tłumu i porównaniach z poprzednimi zgromadzeniami w tym miejscu. Inne szacunki mówią nawet o ponad 2 milionach.

Oznacza to, że frekwencja w czasie inauguracji Obamy była największą ze wszystkich ceremonii inaugurujących prezydentury jego poprzedników.
W 1981 r. w uroczystościach zaprzysiężenia prezydenta Ronalda Reagana wzięło udział około 500 000 ludzi. Inauguracja prezydenta Billa Clintona w 1993 r. przyciągnęła ok.800 000 osób.

Jak podały władze stolicy USA, do godz. 11 rano (czasu USA), kiedy ceremonia inauguracji się rozpoczęła, metro zawiozło na nią ok. 510 tysięcy ludzi.

Ruch samochodowy był ograniczony z powodu stłoczenia pieszych i środków bezpieczeństwa. We wtorek zamknięto np. wszystkie mosty na Potomaku łączące Arlington i Alexandrię z centrum Waszyngtonu.

PRZEMÓWIENIE:
 
tłumaczenie inauguracyjnego przemówienia prezydenta stanów Zjednoczonych Baracka Obamy, wygłoszone tuż po złożeniu przysięgi, 20 stycznia 2009
 
Moi drodzy obywatele,

stoję tutaj w pokorze przed zadaniem, które nas czeka. Wdzięczny za zaufanie, którym mnie obdarzyliście, mając w pamięci poświęcenie naszych przodków. Dziękuję prezydentowi Bushowi za jego posługę na rzecz naszego narodu oraz hojność i chęć współpracy, które okazał w trakcie przekazywania władzy.
Czterdziestu czterech Amerykanów złożyło już tę przysięgę. Słowa te były wypowiadane w czasach rosnących fal dobrobytu i spokojnych wodach pokoju. Jednak zdarza się, że przysięga ta jest składana w czasach gromadzących się chmur i szalejących sztormów. W takich czasach Ameryka sobie radzi nie z powodu umiejętności czy wizji tych, którzy rządzą, lecz dlatego, że my pozostajemy wierni ideałom poprzedników i założycielskich dokumentów.

Tak było wcześniej. Tak musi być znów, w tej generacji Amerykanów.

Fakt, iż znajdujemy się w czasach kryzysu, jest znany. Nasz kraj znajduje się w stanie wojny przeciwko daleko sięgającej sieci przemocy i nienawiści. Nasza gospodarka została poważnie osłabiona, co jest konsekwencją chciwości i nieodpowiedzialności niektórych, lecz także naszej zbiorowej porażki, jaką była niezdolność dokonywania trudnych wyborów i przygotowania narodu na nowe czasy. Ludzie potracili domy, prace i swoje firmy. Nasza służba zdrowia jest zbyt kosztowna, a zbyt wielu nie kończy szkół. Każdy dzień przynosi kolejne dowody na to, że sposób, w jaki wykorzystujemy energię wzmacnia naszych przeciwników i zagraża naszej planecie.

To są wskaźniki kryzysu, obiekt badań i statystyki. Trudniejszym do zmierzenia, lecz nie mniej istotnym jest spadek pewności w naszym kraju. Dręczący strach, że nie da się zatrzymać podupadania Ameryki, a następne pokolenie będzie musiało obniżyć swoje oczekiwania.

Dziś mówię wam, że te wyzwania są prawdziwe. Są poważne i jest ich wiele. Niełatwo będzie im sprostać, ani nie stanie się to szybko. Lecz wiedz, Ameryko, że sprostamy im.

Zebraliśmy się dziś, bo wybieramy nadzieję ponad strach, wspólnotę interesu ponad konflikt i niezgodę.

Dziś chcemy ogłosić koniec kłamliwych obietnic i wzajemnego obwiniania się oraz wyrzec się dogmatów, które już zbyt długo krępowały naszą politykę.

Wciąż jesteśmy narodem młodym, jednak - cytując słowa Pisma - nadszedł czas, by odsunąć na bok sprawy dziecięce. Nadszedł czas, aby odnowić wierność naszemu duchowi, wybrać historię lepszą i nieść dalej ten cenny dar, szlachetną ideę przekazywaną z pokolenia na pokolenie: nadaną przez Boga obietnicę, że wszyscy jesteśmy równi, wszyscy jesteśmy wolni i zasługujemy na szansę walki o nasze szczęście.

Ponownie dowodząc wielkości naszego narodu, rozumiemy że wielkość nie jest nigdy dana. Trzeba na nią zasłużyć. Nasza podróż nigdy nie odbywała się na skróty, nigdy nie była kompromisem. Nie była drogą dla tchórzliwych, dla tych którzy stawiają czas wolny ponad pracę, albo poszukują tylko przyjemności bogactwa i sławy. Była raczej drogą ryzykantów, ludzi czynu, wynalazców - czasem wychwalanych, ale częściej niezrozumiałych w swojej pracy, którzy zaprowadzili nas długą, nierówną ścieżką do dobrobytu i wolności.

To dla nas zapakowali oni swój dobytek i pokonywali oceany w poszukiwaniu lepszego życia

To dla nas niestrudzenie pracowali i zasiedlili zachód, przetrwali uderzenia batów i zasiali twardą ziemię

To dla nas walczyli i ginęli w miejscach takich jak Concord, Gettysburg, Normandia czy Khe Sahn.

Ci mężczyźni i kobiety cały czas walczyli i poświęcali się, i pracowali, aż ich dłonie zostały zniszczone, abyśmy my mogli mieć lepsze życie. Postrzegali Amerykę jako coś większego niż suma ambicji nas wszystkich, większego niż różnice urodzenia, bogactwa czy poglądów.

To podróż, którą wciąż kontynuujemy. Pozostajemy najbardziej rozwiniętym i najpotężniejszym narodem na Ziemi. Nasi pracownicy nie są mniej produktywni, niż gdy rozpoczął się kryzys. Nasze umysły nie są mniej pomysłowe, nasze dobra i pomoc nie mniej potrzebne niż tydzień, miesiąc czy rok temu. A czas pata, ochrony interesów niewielu i odkładania ciężkich decyzji - ten czas już minął. Stojąc tu dziś musimy wstać, otrzepać się z kurzu i po raz kolejny rozpocząć zmienianie Ameryki.

Gdzie nie spojrzymy, czeka na nas praca do wykonania. Stan naszej gospodarki wymaga działania, szybkiego i stanowczego i będziemy działać nie tylko tworząc nowe miejsca pracy, ale tak, aby położyć nowy fundament dla rozwoju. Zbudujemy drogi i mosty, słupy i linie wysokiego napięcia, które napędzą nasz handel i zespolą nas. Przywrócimy nauce jej należne miejsce i wykorzystamy cudy techniki aby rozwinąć jakość służby zdrowia i obniżyć wydatki na nią. Okiełznamy słońce i wiatr, i ziemię aby napędzały nasze samochody i fabryki. Przekształcimy nasze szkoły i uczelnie, i uniwersytety, aby sprostały wymaganiom nowego wieku. Możemy to zrobić. Wszystko to zrobimy.

Są tacy, którzy wątpią w naszą ambicję, którzy myślą że nasz system nie zniesie zbyt wielu wielkich planów. Ich pamięć jest krótka. Zapomnieli czego już dokonał ten kraj, co potrafią ociągnąć ludzie wolni, gdy wyobraźnia działa wspólnie ku wspólnemu dobru.
To, czego cynicy nie rozumieją, to to że ziemia pod nimi się zmieniła, że czerstwe argumenty polityczne, które trawiły nas zbyt długo, już nie mają sensu. Pytanie, które sobie dziś stawiamy nie dotyczy tego, czy nasz rząd jest za duży, bądź za mały, lecz czy działa - czy pomaga rodzinom znaleźć pracę za przyzwoite pieniądze, daje im służbę zdrowia na którą ich stać, emeryturę która nie zawstydza. Tam, gdzie odpowiedź brzmi "tak", będziemy się posuwać dalej. Tam, gdzie odpowiedź brzmi "nie", programy zostaną zamknięte. I ci z nas, którzy zarządzają publicznymi pieniędzmi będą zmuszeni do wydatków mądrych, zmiany złych nawyków i prowadzenia naszych interesów w świetle dnia - bo tylko wtedy odbudujemy żywe zaufanie między ludźmi a ich rządem.

Nie ma przed nami pytania czy wolny rynek jest siłą dobrą, czy złą. Jego moc tworzenia bogactwa i rozszerzania wolności nie ma sobie równej, jednak obecny kryzys przypomniał nam, że bez czujnego oka rynek może się wymknąć spod kontroli - i, że kraj nie może rozwijać się długo, kiedy nagradza tylko bogatych. Sukces naszej gospodarki nigdy nie zależał wyłącznie od produktu krajowego, ale od zasięgu naszych możliwości, naszej zdolności szukania okazji dla każdego, kto tego chce - nie z dobroci serca, lecz dlatego że jest to jedyna droga do naszego wspólnego dobra.

Jeśli zaś chodzi o naszą obronę, to uznajemy za fałszywy wybór między naszym bezpieczeństwem, a naszymi ideałami. Nasi ojcowie założyciele mierząc się z zagrożeniami, których nie sposób sobie wyobrazić, stworzyli kartę aby zapewnić rządy prawa i prawa człowieka, kartę rozszerzaną przez krew kolejnych pokoleń. Te ideały wciąż oświetlają świat i nie wyrzekniemy się ich z względów praktycznych. Więc niech wszyscy ludzie i wszystkie rządy, których oczy są na nas dziś skierowane - od największych stolic, do najmniejszych wiosek jak ta w której urodził się mój ojciec, wiedzą: Ameryka jest przyjacielem każdego narodu i każdego człowieka, który szuka przyszłości pokojowej i godnej i, że jesteśmy gotowi, aby raz jeszcze przewodzić.

Przypomnijmy sobie, że wcześniejsze pokolenia obaliły faszyzm i komunizm nie tylko za pomocą czołgów i rakiet, ale mocnych sojuszy i trwających przekonań. Rozumiały, że nasza siła w pojedynkę nas nie obroni, ani nie daje nam prawa postępować wedle własnej woli. Zamiast tego, rozumiały że nasza siła rośnie przez jej rozważne używanie, nasze bezpieczeństwo wynika z słuszności naszej sprawy, potęgi przykładu jaki dajemy, zahartowanych cnót pokory i pohamowania.

Jesteśmy strażnikami tej spuścizny. Prowadzeni ponownie przez te zasady, sprostamy nowym zagrożeniom, które wymagają jeszcze większego wysiłku - jeszcze lepszej współpracy i zrozumienia między narodami. Rozpoczniemy odpowiedzialnie przekazywać Irak Irakijczykom i wprowadzać bardzo zasłużony pokój w Afganistanie. Wraz z starymi przyjaciółmi i byłymi wrogami będziemy pracować wytrwale, aby oddalić zagrożenie nuklearne i widmo globalnego ocieplenia. Nie przeprosimy za nasz sposób życia, ani nie będziemy gubić się broniąc go i tym, którzy chcą rosnąć w siłę poprzez terror i mordowanie niewinnych mówimy dziś: nasza wola jest silniejsza i nie do złamania, nie możecie nas przezwyciężyć i pokonamy was.

Ponieważ wiemy, że różnorodność naszej spuścizny jest potęgą, a nie słabością. Jesteśmy narodem chrześcijan i muzułmanów, żydów i hindusów - oraz niewierzących. Jesteśmy ukształtowani przez wszystkie języki i kultury, przybyliśmy tu z każdego zakątka Ziemi i ponieważ poznaliśmy gorzki smak wojny domowej i segregacji, i wyszliśmy z tego mrocznego rozdziału silniejsi i bardziej zjednoczeni, mocno wierzymy że stare zaszłości pewnego dnia miną; że granice między narodami wkrótce zanikną, że w miarę jak świat się kurczy, dzielone przez nas wszystkich człowieczeństwo ukaże się i że Ameryka musi grać rolę tego, który pokazuje kierunek w nowej erze pokoju.

Z światem muzułmańskim szukamy nowej drogi opartej na wzajemnym szacunku i wzajemnym interesie. Liderom na całym świecie, którzy szukają konfliktu, albo choroby swoich społeczeństw przypisują wpływom zachodu, mówimy: wiedzcie, że wasze narody osądzą was za to co potraficie zbudować, nie to co burzycie. Tym, którzy po władzę wspinają się przez korupcję i oszustwo, i dzięki milczeniu sprawiedliwych, mówimy: wiedzcie, że jesteście po złej stronie historii, ale wyciągniemy do was dłoń, jeśli wy otworzycie wasze pięści.

Członkom biednych narodów ślubujemy, że będziemy pracować z wami ramię w ramię, aby sprawić że wasze farmy będą owocne a wasza woda czysta, że wykarmimy wygłodzone ciała i umysły. A narodom podobnym do nas samych, które cieszą się dobrobytem, mówimy: nie możemy sobie dłużej pozwalać na obojętność wobec cierpienia przy naszych granicach, ani na konsumowanie światowych surowców bez myśli o konsekwencjach. Bowiem świat się zmienił, a my musimy zmienić się wraz z nim.

Patrząc na drogę, która się przed nami rozwija pamiętamy z pokorną wdzięcznością o tych dzielnych Amerykanach, którzy - dokładnie w tym momencie - patrolują odległe pustynie i góry. Mają nam dziś coś do powiedzenia, dokładnie tak jak polegli bohaterowie leżący w Arlington szepczą przez wieki. Szanujemy ich nie tylko dlatego, że są strażnikami naszej wolności, ale ponieważ wcielają oni w życie idee posługi; gotowości znalezienia wartości w czymś większym, niż oni sami. W tym momencie - momencie, który określi obecną generację - jest to dokładnie ta idea, która musi zamieszkać w nas wszystkich.

Bowiem niezależnie od tego co rząd może zrobić i musi zrobić, ostatecznie to wiara i determinacja Amerykanów jest tym, na czym ten kraj się opiera. Jest to chęć zaopiekowania się nieznajomym, gdy pękają wały przeciwpowodziowe, jest to altruizm ludzi, którzy prędzej ograniczą własne etaty niż pozwolą, by przyjaciel stracił pracę. To odwaga strażaka, który pędzi przez zadymione schody, ale także wychowanie dziecka przez rodzica, ostatecznie decydują o naszym losie.

Wyzwania przed nami stojące może i są nowe. Podobnie jak instrumenty, których musimy użyć by im sprostać. Jednak wartości od których zależy powodzenie - ciężka praca i uczciwość, odwaga i fair play, tolerancja i oryginalność, lojalność i patriotyzm - są stare. Są prawdziwe. Te wartości były cichą siłą postępu poprzez historię. Wymagany jest więc powrót do tych prawd. Oczekiwana po nas jest nowa era odpowiedzialności - zrozumienie przez każdego Amerykanina, że mamy przed obowiązki przed samymi sobą, naszym krajem i światem - obowiązki, na które nie patrzymy niechętnie, a raczej z uśmiechem. Fakt, że nie ma nic bardziej satysfakcjonującego, bardziej określającego nasz charakter niż oddanie się nas wszystkich zadaniu, jest niepodważalny.

To cena i zobowiązanie obywatelstwa

To źródło naszej pewności - świadomość, że Bóg wzywa nas, abyśmy ukształtowali niepewną przyszłość

To jest sens naszej wolności i naszej wiary - powód, dla którego mężczyźni, kobiety i dzieci każdej rasy i każdej religii mogą dołączyć do świętowania na tym wspaniałym placu. Powód, dla którego mężczyzna którego ojciec 60 lat temu mógł zostać nieobsłużony w restauracji, teraz może przed wami stać i składać najświętszą przysięgę.

Zaznaczmy więc ten dzień w naszej pamięci jako dowód tego kim jesteśmy i jak długą drogę pokonaliśmy. W roku, gdy narodziła się Ameryka, w najzimniejszym miesiącu, mała grupka patriotów zgromadziła się wokół ognisk na brzegu mroźnej rzeki. Stolica była opuszczona. Wróg się zbliżał. Śnieg był czerwony od krwi. W chwili, gdy powodzenie naszej rewolucji było najbardziej wątpliwe, ojciec naszego narodu nakazał, aby te właśnie słowa były przekazane ludziom.

"Niech zostanie przekazane przyszłemu światu... że w zimowej głębi, gdy nic poza nadzieją i cnotą nie przetrwało... że miasto i kraj zaalarmowane wspólnym zagrożeniem, wyszło mu naprzeciw"

Ameryko,

mierząc się z wspólnym zagrożeniem, w tej zimie naszych trudności, pamiętajmy o tych nieśmiertelnych słowach. Z nadzieją i cnotą raz jeszcze stawmy czoła mroźnym prądom i przetrwajmy to, co przyniosą burze. Niech dzieci naszych dzieci powiedzą, że gdy przyszła chwila próby nie pogodziliśmy się z końcem tej podróży, że nie odwróciliśmy się ani nie zawahaliśmy i z oczami spoglądającymi przed siebie i boską łaskawością spływającą na nas, nieśliśmy dalej ten wspaniały dar wolności i dostarczyliśmy go bezpiecznie przyszłym pokoleniom.
 
MEDIA O PRZEMÓWIENIU

Komentator "La Stampa" pisze: "Obama miał wczoraj okazję powiedzieć coś niezapomnianego, jak to uczynili Roosevelt, Kennedy, Reagan i sam Clinton, ale jego przemówienie okazało się mniej błyskotliwe od tych, wygłoszonych w czasie kampanii wyborczej, z jednym tylko silnym akcentem - odwołaniem się do poczucia odpowiedzialności obywateli"."Oczywiście, to przemówienie dobrze skonstruowane, ale wyrywkowe, poetyckie, prawie gospel, szczere i religijne" - pisze komentator turyńskiej gazety.

Następnie zauważa: "Szefowie państw europejskich stojący w obliczu ciężkiego światowego kryzysu ekonomicznego oczekiwali więcej".

"Obama postawił diagnozę choroby zbyt dobrze znanej i odczuwanej, wskazał przyczyny i następstwa, opisał stan chorego, ale nie pojawiły się recepty, natychmiastowa kuracja" - twierdzi publicysta.

I dodaje: "Europejczycy, ale także Arabowie, Chińczycy, Hindusi i mieszkańcy Ameryki Łacińskiej od miesięcy przygotowują się na erę Obamy. Słowa, które na początku podobały się wszystkim, począwszy od wyborów 4 listopada, wywołały pierwsze wątpliwości, po których nastąpiła zawoalowana krytyka".

"Teraz po przemówieniu w stylu gospel w Waszyngtonie, oczekuje się pierwszych konkretnych działań, które trzeba podjąć szybko i bez błędów" - podsumowuje autor.

Jeszcze bardziej krytyczny tekst opublikowało "Il Giornale", które w pełnym złośliwości artykule zwróciło uwagę na to, że świat, wiążący wiele nadziei z Obamą, liczył na coś więcej.

"Żeby chociaż powiedział: 'I have a dream', albo posłużył się jakimś reklamowym sloganem" - napisał publicysta gazety, wydawanej przez rodzinę premiera Silvio Berlusconiego.

Pełen sarkazmu komentarz na łamach "Il Giornale", pyta: "Drogi Baracku, to wszystko?".

"Bez tromtadracji, szowinizmu i udawanych uczuć", lecz z odwołaniem się do intelektu - tak inauguracyjne przemówienie Baracka Obamy podsumował "Financial Times".
 
Z kolei publicysta "Timesa" nazwał mowę "powściągliwą". Najbardziej krytyczne były media włoskie. "La Stampa" napisała, że było to "słabe przemówienie w stylu gospel". "Obama dał jasno do zrozumienia, że jego inauguracja oznacza pogrzebanie nie tylko prezydentury George'a W. Busha, ale także neokonserwatywnego podejścia do polityki zagranicznej i nieingerencji rządu w gospodarkę" - podkreślił z kolei brytyjski "The Guardian". Dziennik uwypuklił fragment przemówienia skierowany do świata muzułmańskiego, nazywając go "najbardziej dramatycznym". "Po ośmiu latach, w których Bush systematycznie demonizował muzułmanów i traktował ich jak głupków, często używając języka zaczerpniętego z Biblii (...), Obama zaoferował im nową perspektywę opartą na wspólnocie interesów i wzajemnym poszanowaniu" - napisał publicysta "Guardiana".

"The Times": Przemówienie było powściągliwe

Publicysta "Timesa" Daniel Finkelstein uznał, że przemówienie Obamy zakreśla granice tego, czego można oczekiwać po jego prezydenturze i nazwał je "powściągliwym". "Inauguracyjne przemówienie Obamy było przejawem sterowania oczekiwaniami. Już teraz uczula on swych zwolenników, by zrozumieli granice możliwych zmian i ograniczenia, którym podlega (...). Zwycięstwo Obamy było szeroko postrzegane jako początek nowej ery ambicji i optymizmu. Należy się przygotować na coś zgoła przeciwnego" - podkreślił Finkelstein.
 
W ocenie "Financial Times Deutschland" inauguracyjne przemówienie Obamy było skierowane do "wszystkich obozów i miało zamknąć stare rany". "Nawet ranę Wietnamu. Mimochodem Obama wymienił jedną z bitew wojny wietnamskiej, która rozdarła naród, w jednym rzędzie z symbolicznymi bitwami wojny o niepodległość i II wojny światowej" - zauważa "FTD"; chodziło o bitwę o Khe Sanh, która toczyła się od 1 stycznia do 8 kwietnia 1968 roku.

Według dziennika "Sueddeutsche Zeitung" "patetyczne słowa Obamy świadczą o pokorze, która nie jest czymś oczywistym dla prezydenta". "On wydaje się słuchać, a nie tylko rozkazywać. Wydaje się kimś, z kim można się spierać, a nie kimś, kto wszystko już wie" - ocenia gazeta.

"Il Giornale": Liczyliśmy na więcej